sobota, 29 grudnia 2012

Pięć

 Wszystkie oczy zwróciły się ku nim. Każdy wzrok był niczym przyszywająca na wylot igła.
- Co ona tu robi? – odezwał się ktoś z tyłu.
 Fernando już chciał coś powiedzieć, kiedy do szatni wszedł trener. Zauważył dziewczynę, po czym pociągnął chłopaka na bok.
- To jest zamknięty trening, wiesz o tym. Nie możesz sobie tutaj przyprowadzać kogo popadnie – powiedział trener.
- Tak, wiem, trenerze, ale to była wyjątkowa sytuacja.
 Kenny westchnął głośno, machnął ręką i wyszedł. Hiszpan uśmiechnął się do blondynki, wyprowadził na trybuny i wrócił do szatni.
 ***
 Wszystkie ćwiczenia starałem się wykonywać dokładnie, acz imponująco. Nie miałem w zwyczaju popisywania się, ale ona był tego warta. Jej słodki uśmiech wzbudzał u mnie ekscytację. Mimo, że widziałem ją pierwszy raz w życiu, nigdy nie czułem się tak jak w tej chwili. Ale ona patrzyła zafascynowana tylko na jednego z nas. Na tego, którego z całego serce nie cierpiałem. Na tego, który wyrządził mi kiedyś straszną krzywdę. Zabrał mi to, co było dla mnie najważniejsze… Miłość. On zrobił to tylko po to, by pokazać mi, że może mieć wszystko. świadczy o tym choćby fakt, że tydzień później rozstał się z wybranką mojego serca, która uznała, że piłkarze to świnie i w taki sposób straciłem ją na zawsze. Od tamtej pory, Torres nie związał się z nikim, ale teraz zemszczę się za to, co mi zrobił. Zapłaci mi za to. Postaram się o to osobiście…
***
 Blondynka stała na korytarzu przed szatnią liverpoolczyków. Miała propozycję zaczekania w środku, ale uznała, że bezpieczniej dla jej serca i ciśnienia, będzie tutaj.
 Drzwi do szatni otworzyły się. Wyszedł z nich wysoki, łysy mężczyzna. Skrtel. Podszedł do niej i lekko uścisnął dłoń.
- Jestem Martin. A ty to pewnie Emma, tak? – Kiedy dziewczyna przytaknęła, Słowak kontynuował. – Jak ci się podobał trening?
- Bardzo mi się podobał. Chciałabym być tutaj częściej.
- Ja również chciałbym cię częściej widywać.
 Na te słowa, Emma uniosła podejrzliwie brew, ale nic nie odpowiedziała. Po chwili drzwi ponownie się otworzyły, lecz tym razem wyszedł z nich Fernando oraz Daniel. Martin widząc ich, uśmiechnął się złowieszczo, szepnął dziewczynie do ucha ‘uważaj na niego’, po czym odszedł. Blondynka chciała zapytać o co mi chodziło, ale nie mogła, ponieważ Fernando już zdążył do niej doskoczyć.
- Co on ci powiedział? – zapytał.
- Nic takiego, pytał jak podobał mi się trening. – Uznała, że nie ma sensu mówić mu o tym małym szczególe, jakim było ostrzeżenie. – Było mi bardzo miło, ale wiem, że nie powinno mnie tu być, więc już sobie pójdę. Miłej zabawy. – Uśmiechnęła się i ruszyła w stronę wyjścia. Słyszała jak Hiszpan za nią wołał, ale nie zwracała na to uwagi. 
 Kiedy była pewna, że obaj mężczyźni już jej nie widzą, puściła się biegiem. Miała nadzieję na złapanie Słowaka, zanim owy odejdzie. Niestety, gdy wyszła przed stadion już go tam nie było.
 Szkoda – pomyślała, ale nie chciała robić z tego jakiejś większej afery. Uznała, że gdy go jeszcze spotka – o ile w ogóle to nastąpi – porozmawia z nim na ten temat, bo z pewnością o tym nie zapomni. Wiedziała, że sława uderza do głowy, a ludzie są na takie rzeczy podatni. Wiedziała też, że niejeden piłkarz po prostu wykorzystuje takie naiwnie zapatrzone w nich dziewczyny. Właśnie dlatego chciała na razie dać sobie spokój z Fernando. Po krótkim czasie nie mogła stwierdzić jaki na prawdę on jest, a Skrtel jeszcze bardziej podkręcił jej domyślenia. Mimo to, bardzo się dziwiła sobie, a raczej swojej odwadze, która jej nie opuszczała. Mogła swobodnie rozmawiać ze swoimi idolami. Zawsze zdawało jej się, że zacznie piszczeć, aż w końcu zemdleje. Dlaczego tak się nie stało? Może przez to, że w głębi serca nastawiała się na spotkanie graczy Liverpoolu.
 Jej rozmyślenia przerwała czyjaś dłoń na jej ramieniu. Odwróciła się gwałtownie. Przed nią stał Martin. Odetchnęła z ulgą.
- Co tutaj robisz? – odezwał się.
- Szukałam cię. Dlaczego na mnie nie zaczekałeś?
- Jakoś nie przyszło mi do głowy, że będziesz chciała ze mną rozmawiać.
- No nieważne. W każdym razie, masz teraz czas? 
 Kiedy Słowak usatysfakcjonowany pytaniem blond dziewczyny skinął głową, ruszyli w stronę parku, by chwilę później usiąść na ławce w miejscu, gdzie było dość mało ludzi.
- Chciałam zapytać, o co chodziło z tą przestrogą na korytarzu – zaczęła niepewnie. – W ogóle się nie znamy, a ty tak po prostu mnie ostrzegasz przed swoim kolegą z drużyny.
- O nie, nie! – Skrtel nagle stał się energiczny. – Fernando nie jest moim kolegą! I właśnie dlatego radzę ci, byś trzymała się od niego z daleka! Nie jest wart twojego cierpienia. On nie jest wart niczyjego cierpienia… – Skrzywił się.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nic konkretnego. Po prostu mi zaufaj i zostaw go, póki jeszcze masz czas – mruknął, po czym odszedł, znów zostawiając Emmę samą. Tym razem nie miała zamiaru go gonić. Musiała przemyśleć sporo spraw…
***
- Nadal nie mogę pojąć dlaczego tak szybko uciekła. Zależało jej na tym treningu, kocha sport i w sumie to zdawało mi się, że mnie też zdążyła polubić… – Fernando snuł swoje wywody, nie zdając sobie nawet sprawy, że mówi to głośno. – To z pewnością sprawka Skrtela! To on wszystko namieszał, jestem tego pewien!
- Daj spokój, stary – westchnął Agger. – Pewnie musiała coś zrobić. Może kiedy byliśmy w szatni dostała niespodziewany telefon. Nie całe zło na świecie to wina tego łysego kretyna.
- Nie? To dlaczego Emma nie odbiera teraz moich telefonów? Mówię ci, Daniel, on maczał w tym swoje paluchy!
 Agger popatrzył pobłażliwym wzrokiem na swojego przyjaciela, ale nic nie powiedział. Dopił resztkę napoju w szklance i wyszedł do kuchni pod pretekstem dolania sobie. Oparł się o kuchenny blat i głośno westchnął. Miał już tego dość. Nie mógł słuchać żalącego się Dzieciaka. Myślał, że ogólnie się tym nie przejmie, że szybko zapomni i znajdzie sobie nowy obiekt, tymczasem było zupełnie inaczej. Najgorsze w tym wszystkim było to, że wiedział kto jest w to wszystko zamieszany. Co więcej, on sam to ukartował i brał w tym czynny udział. Chciał dać Torresowi nauczkę za te wszystkie złamane serca różnych pięknych dziewcząt. Nawet na chwilę nie przyszło mu do głowy, że piegus aż tak się przywiąże.
 Dźwięk przychodzącego SMS-a wyrwał go z zamyślenia. To był Skrtel. Daniel spojrzał nerwowo ku drzwiom do kuchni, by upewnić się, że jego zrozpaczony przyjaciel w nich nie stoi. ‘Nasza blondyneczka nawet nie śni odbierać telefonu od Dzieciaka. Dobra robota!’. Treść tej wiadomości wywołała u Duńczyka jeszcze większe poczucie winy. Czul się jak zdrajca. W sumie nim był, ale nie potrafił powiedzieć tego sobie wprost. To wszystko miało potoczyć się zupełnie inaczej…
 Nie chcąc wywoływać jakichkolwiek podejrzeń, nalał trochę alkoholu do szklani i wrócił do nadal skołowanego Torresa.
***
 Nie odbierała telefonów od nikogo. Wciąż siedziała na ławce w parku, pochłonięta ciągłym myśleniem o Torresie i Skrtelu. Czy Martin mówił prawdę? Może tylko chciał się zemścić za to, co kiedyś zrobił mu Fernando? Któremu powinna zaufać? Obu praktycznie w ogóle nie znała. Cały czas miała jednak przeczucie, że piegusowi można zaufać, ale jej intuicja często się myliła, o czym zdążyła się przekonać już nie raz.
 Po raz kolejny, oczy się jej zaszkliły. Chciała się do kogoś przytulić.
 Podniosłą oczy ku niebu.
- Przepraszam cię, Paul… To nie powinno być moim zmartwieniem – szepnęła. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz