sobota, 29 grudnia 2012

Prolog

 Siedziała na parapecie przy otwartym oknie. Wiatr rozwiewał jej włosy, ale nie przeszkadzało jej to. Wpatrywała się w przechodniów. Mieli różne miny, lecz ona wychwytywała tylko te uśmiechnięte twarze. Dziś była ich całkowitym przeciwieństwem. Mijał dokładnie rok od śmierci Paula. Dwanaście miesięcy temu, jej chłopak miał śmiertelny wypadek. Od tamtego czasu, Emma nie chciała mieć nic wspólnego z płcią przeciwną. Obiecała sobie, że nigdy się nie zakocha i w przyszłości dołączy do Paula, by nadal być razem, nie zostawiając tu nikogo, kto mógłby za nią płakać tak jak ona teraz. Po co ranić ludzi, skoro jest inne wyjście? Uznała, że to rozsądne. Nawet bardzo.
 Z dołu dobiegły ją znajome dźwięki.
 Szybko zeskoczyła z parapetu i puściła się biegiem w stronę salonu. Jej mama, tata i brat siedzieli wpatrzeni w czterdziestodwu calowy telewizor. Emma podeszła cicho do kanapy i stanęła za nią.
 ’Walk on, walk on, with hope in your hearts
 And you’ll never walk alone… You’ll never walk alone…
 Te słowa wywołały u niej potok łez. Szybko uciekła do swojego pokoju, by nikt jej nie zobaczył.
 Hymn Liverpoolu. Tak dobrze go znała. Razem z Paulem byli wielkimi fanami tego klubu. Mieli pojechać na ich mecz, ale nie zdążyli…
 Po policzkach blond dziewczyny znów spłynęły słone łzy, które połykała, za nim zdążyły spaść na podłogę.
- Tak bardzo chciałabym być silniejsza. – Szepnęła.

***


- Ale obiecujesz, że będziesz pisał i dzwonił, a kiedyś mnie tam zabierzesz, żebym mogła ich wszystkich poznać? – Powiedziała przez łzy.
- Oj, nie becz, siostra. – Mówiąc to, Lucas przytulił do siebie Emmę. – Jasne, że kiedyś cię tam zaproszę. Wątpię, że ich poznam, ale… Głowa do góry. – uśmiechnął się pocieszająco.  – Za niedługo wakacje, ale musisz być grzeczna i przekonać tatę. – Dodał szeptem, po czym roześmiał się promiennie.
- Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa. – Uśmiechnęła się, ocierając łzy.
- Siostra… Czy ja kiedykolwiek go nie dotrzymałem?
 Widząc żartobliwie mordercze spojrzenie siostry, zarumienił się lekko i odwrócił wzrok.
- A więc właśnie. – Zaśmiała się.
- Lucas! – Usłyszeli głos ojca. – Lucas, chodźże wreszcie!
 Chłopak teatralnie wywrócił oczami.
- Pff. – Westchnął. – No nic. Musze lecieć. – Powiedział i oboje podeszli do samochodu. – Kocham cię, siostra. – Ucałował jej policzek i już miał wsiadać do samochodu, kiedy podbiegła ich mama.
- Lucas, Lucasku! – Zawołała. – Wszystko wziąłeś? Jedzenie, bieliznę? A pieniądze? – Dopytywała się, a Lucas spojrzał na Emmę błagalnym wzrokiem. Dziewczyna zachichotała i zaczęła odciągać mamę od brata.
- Mamuś, przestań. – Powiedziała. – Wiochę robisz. On jest już dużym chłopczykiem, poradzi sobie. – Uspokajała.
- Tak, chyba masz rację. – Odparła. – Ale masz wszystko?
- Tak, mamo. – Zaśmiał się Lucas i ucałował czubek jej głowy. – Trzymajcie się. – powiedział, po czym wsiadł do auta.
 Emma stała i machała za odjeżdżającym pojazdem. Cieszyła się, że Lucas wreszcie może spełnić swoje marzenia. Bardzo się o to starał nie od dziś. Będzie trzymać za niego kciuki. Bardzo mocno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz