Prolog
Siedziała na parapecie przy otwartym
oknie. Wiatr rozwiewał jej włosy, ale nie przeszkadzało jej to.
Wpatrywała się w przechodniów. Mieli różne miny, lecz ona wychwytywała
tylko te uśmiechnięte twarze. Dziś była ich całkowitym przeciwieństwem.
Mijał dokładnie rok od śmierci Paula. Dwanaście miesięcy temu, jej
chłopak miał śmiertelny wypadek. Od tamtego czasu, Emma nie chciała mieć
nic wspólnego z płcią przeciwną. Obiecała sobie, że nigdy się nie
zakocha i w przyszłości dołączy do Paula, by nadal być razem, nie
zostawiając tu nikogo, kto mógłby za nią płakać tak jak ona teraz. Po co
ranić ludzi, skoro jest inne wyjście? Uznała, że to rozsądne. Nawet
bardzo.
Z dołu dobiegły ją znajome dźwięki.
Szybko zeskoczyła z
parapetu i puściła się biegiem w stronę salonu. Jej mama, tata i brat
siedzieli wpatrzeni w czterdziestodwu calowy telewizor. Emma podeszła
cicho do kanapy i stanęła za nią.
’Walk on, walk on, with hope in your hearts
And you’ll never walk alone… You’ll never walk alone…‘
Te słowa wywołały u niej potok łez. Szybko uciekła do swojego pokoju, by nikt jej nie zobaczył.
Hymn
Liverpoolu. Tak dobrze go znała. Razem z Paulem byli wielkimi fanami
tego klubu. Mieli pojechać na ich mecz, ale nie zdążyli…
Po policzkach blond dziewczyny znów spłynęły słone łzy, które połykała, za nim zdążyły spaść na podłogę.
- Tak bardzo chciałabym być silniejsza. – Szepnęła.
***
- Ale obiecujesz, że będziesz pisał
i dzwonił, a kiedyś mnie tam zabierzesz, żebym mogła ich wszystkich
poznać? – Powiedziała przez łzy.
- Oj, nie becz, siostra. – Mówiąc
to, Lucas przytulił do siebie Emmę. – Jasne, że kiedyś cię tam zaproszę.
Wątpię, że ich poznam, ale… Głowa do góry. – uśmiechnął się
pocieszająco. – Za niedługo wakacje, ale musisz być grzeczna i
przekonać tatę. – Dodał szeptem, po czym roześmiał się promiennie.
- Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa. – Uśmiechnęła się, ocierając łzy.
- Siostra… Czy ja kiedykolwiek go nie dotrzymałem?
Widząc żartobliwie mordercze spojrzenie siostry, zarumienił się lekko i odwrócił wzrok.
- A więc właśnie. – Zaśmiała się.
- Lucas! – Usłyszeli głos ojca. – Lucas, chodźże wreszcie!
Chłopak teatralnie wywrócił oczami.
-
Pff. – Westchnął. – No nic. Musze lecieć. – Powiedział i oboje podeszli
do samochodu. – Kocham cię, siostra. – Ucałował jej policzek i już miał
wsiadać do samochodu, kiedy podbiegła ich mama.
- Lucas, Lucasku! –
Zawołała. – Wszystko wziąłeś? Jedzenie, bieliznę? A pieniądze? –
Dopytywała się, a Lucas spojrzał na Emmę błagalnym wzrokiem. Dziewczyna
zachichotała i zaczęła odciągać mamę od brata.
- Mamuś, przestań. – Powiedziała. – Wiochę robisz. On jest już dużym chłopczykiem, poradzi sobie. – Uspokajała.
- Tak, chyba masz rację. – Odparła. – Ale masz wszystko?
- Tak, mamo. – Zaśmiał się Lucas i ucałował czubek jej głowy. – Trzymajcie się. – powiedział, po czym wsiadł do auta.
Emma
stała i machała za odjeżdżającym pojazdem. Cieszyła się, że Lucas
wreszcie może spełnić swoje marzenia. Bardzo się o to starał nie od
dziś. Będzie trzymać za niego kciuki. Bardzo mocno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz